piątek, 20 stycznia 2017

Wakacje 2016 - Berlin/Niemcy, część XI

Pół roku minęło i pamięć już nie ta ;-)))
Postaram się jednak przypomnieć sobie, jakie atrakcje mieliśmy w Berlinie.

Niesmak po wieczornym incydencie z recepcjonistką minął. Niespiesznie ruszyliśmy na śniadanie do Lidela (ku pamięci - Niemcy, przynajmniej ci bawarscy, wymawiają nazwę sklepu LIDL, nie tak jak my, tylko z właśnie Lidel, ale to "e" jest jakby nieme), a potem ruszyliśmy "na miasto".
W tym miejscu pragnę uświadomić Was drodzy Czytelnicy, że Berlin był kolejnym miejscem na naszej trasie, gdzie pogodę mieliśmy przepiękną. Dzień zapowiadał się bardzo ciepły i bezchmurny. 
Planu tradycyjnie nie mieliśmy. Dzieci stwierdziły, że chcą do ZOO. Osobiście nie preferuję takich miejsc, ale wiadomo, dzieci rządzą. Kolejka do kas średnia, ale, na szczęście, posuwała się sprawnie.
Wydaje mi się, że berliński ogród jest większy od warszawskiego, ale chyba troszkę ciekawszy. Myślę, że należy zarezerwować sobie z pewnością kilka godzin, co najmniej 3-4, by bez pośpiechu ogarnąć całość. Przy wejściu otrzymuje się mapkę, wraz z informacją o porze karmień.
Do pierwszego karmienia mieliśmy chwilkę, więc postanowiliśmy udać się właśnie tam. Był to duży błąd, bo okazało się, że wszystkie zwierzęta są na zewnątrz, a zewnętrzne wybiegi były z innej strony, i tym sposobem na początku zrobiło się trochę nerwowo. Dodatkowo ogromy żar bijący z nieba i mój chwilowy spadek formy sprawiły, że poczułam, że dzisiejszy dzień może nie być dla mnie lekki i przyjemny. A to najprzykrzejsze, co może zdarzy się podróżnikowi, to właśnie niedyspozycja. Masssszz taaakkkie plany, a tu się okazuje, że figa z makiem, bo źle się czujesz. U mnie dochodzi jeszcze schiza toaletowa (to już chyba trzeba leczyć ;-)))) - jest upał, dużo pijesz, często korzystasz z WC, to musi być w zasięgu wzroku. Nie ma WC - totalna klapa i myślisz tylko o jednym, psując sobie cały urok dobrej zabawy.
Wracając do tematu - chwilami musiałam przysiadać na ławce na krótki odpoczynek. Ale ostatecznie jakoś dałam radę. Było naprawdę bardzo, bardzo gorąco, coś koło 35 st.
Samo ZOO okazało się ciekawe i atrakcyjne dla dzieci i dla mnie też. Żałuję, że nie zrobiłam więcej zdjęć pięknym rybom, były bardzo różnorodne i kolorowe.



Wielką atrakcją było samodzielne karmienie zwierząt.







Kolejną olbrzymią atrakcją, która zatrzymała moje dzieci na dobre przy sobie był.......... plac zabaw. Hasały po nim dobrą godzinę, a może i dłużej i nie chciały już później zwiedzać ogrodu.
Nie pamiętam co było potem.
Kolejnego dnia pojechaliśmy, do znanego nam już muzeum. Podróż nagrzanymi wagonami nie należy do przyjemnych. Na szczeście akuart w tym wagonie były luzy.







W tym miejscu duży plus dla stołecznej komunikacji za klimę w upalne dni. Berlin może się uczyć od Warszawy ;-)
Muzeum olbrzymie i jest co ogladać. Oto niektóre eksponaty.
















Kolejny dzień, już ostatni w Berlinie, to spacer po ogrodach, a także odwiedzenie Kolumny Zwycięstwa.




Wybaczcie, że koniec taki lakoniczny. Chciałam zamknąć już temat wakacji, a ta zwłoka, jak widać dobra nie była.
Podsumowując - nasze wakacje były, tradycyjnie już, fantastyczne. I nie możemy się wspólnie doczekać kolejnych wypadów. Do zobaczenia!