Jakby nie patrzeć, nasza podróż zmierzała już w kierunku domu ;-) Ale zanim zawitamy do PL, nacieszymy się jeszcze przez tydzień Niemcami. Tak, wiem... niektórzy z Was zapewne się zastanawiają, jak można cieszyć się z wizyty w DE. Hm... mam(y) specyficzny gust i nam się w DE bardzo podoba.
Następnym przystankiem po Hoorn był Hamburg.
Do podróży wygodnymi ICE przywykliśmy, więc pół dnia spędzone w pociągu, nie robiło na nas wrażenia.
Mieliśmy godzinną przerwę w Amsterdamie. To był akurat czas na szybki obiad, czyli bułkę z mięsem plus frytki i kupienie przekąsek na podróż, a także pamiątki, niech to zostanie zagadką łatwą do rozwiązania - ów pamiątka towarzyszy Upu Porkowi na poniższym zdjęciu.
Miło spędziliśmy tę godzinkę, gapiąc się na dwa tramwaje wodne, które przybywały do brzegu, by po 4 minutach postoju odbić. Wysypywały tłum ludzi. Przyjmowały taki sam tłum. Wszystko super dograne ;-)
Podróż w strugach deszczu.
Kilka, z wielu pociągowych zdjęć z trasy.
Hamburś przywitał nas lekką mżawką .
Ech... wreszcie poczułam się jak u siebie. Ich liebe Deutschland ;-)
Na dworcu, mimo późnej godziny, tłumy. Jak (nie)miło słyszeć rodaków (celowo przez małe r) z charakterystycznym polskim przecinkiem na ustach, śmierdzących i awanturujących się. Do tego tabuny kolorowych. Idąc do hostelu, mieszczącego się około 1 km od dworca, mijamy rozbite namioty. ???
Hostel, czy raczej hotel, nie zachwyca, ale na jedną noc jest okej. Jest czysto, choć staro. Niestety obok dużej ulicy. Trochę trudno zasnąć, bo głośno, a my przez wakacje odwykliśmy od hałasu, poza noclegiem w Paryżewie, zawsze była w nocy idealna cisza.
Budzimy się skoro świt, bo z samego rana, czyli przed ósmą, chcemy być tu
W hostelowej bagażowni zostawiamy nasze walizki. Płacimy tylko dwa ojro i spokojnie możemy je odebrać wieczorem, przed dalszą podróżą.
Nocleg w dogodnej lokalizacji (nie wiem, czy to centrum miasta, czy też nie, ale wiem, że blisko do dworca i do porannej atrakcji) sprawia, że do pierwszej atrakcji idziemy pieszo. A po drodze jest co podziwiać ;-)))
Poranny, mżawkowy Hamburg HafenCity (dzielnica portowa) a dokładnie Speicherstadt, czyli Dzielnica Spichlerzy zachwycił mnie bardzo, można by rzec - jest mega ;-)
Tam mogłabym mieszkać, w jednym z tych nowoczesnych apartamentowców, które wtopiły się w otoczenie.
Ale przejdę może do sedna. Wyjaśnię, dlaczego w ogóle znaleźliśmy się w Hamburgu - Upu Pork wyczytał w swojej kolejowej książce o Miniaturowym świecie i koniecznie chciał tam pojechać. Wciąż i wciąż mówił o makiecie pociągu, która to makieta stoi w centrum Hamburga - nie wiem dlaczego, ja myślałam, że chodzi o prawdziwy pociąg, który stoi gdzieś na powietrzu jako atrakcja. Kompletnie nie zrozumieliśmy się z synem. Miniaturowy świat, czyli Miniatur Wunderland, to nic innego jak miasto/państwo w miniaturze. Bardzo, bardzo polecam wizytę tamże, bo rzeczywiście robi wrażenie i całość jest niesamowicie zaaranżowana. Troszkę można to porównać do wystawy Lego, ale nie do końca. My kupiliśmy bilet online na konkretną godzinę i to był doskonały pomysł, bo jak się okazało, na wejście można czekać do 2h godzin - widzieliśmy na własne oczy ;-))
Niestety zdjęć nie mamy, bo stamtąd wypadałaby mieć porządne zdjęcia z lustrzanki.
Myślę, że spędziliśmy tam ok. dwóch godzin. Mieliśmy przed sobą czas do wieczora, i, tradycyjnie, nie mieliśmy żadnego planu na Hamburg (brak internetu).
Najpierw był spacer po uroczej Dzielnicy Spichlerzy.
Zmierzaliśmy w kierunku filharmonii Elbphilharmonie, która jest jeszcze w budowie. Otwarcie zaplanowano na 11 stycznia 2017 roku.
Na pierwszy rzut oka konstrukcja dziwna, by nie powiedzieć dziwaczna, ale zapewniam, że dla osób nie znających miasta (to my ;-)) może być świetnym punktem odniesienia, bo całość jest dość charakterystyczna. W każdym razie - lubię to! (ale nie dlatego, że wybudowano w Niemczech ;-))
Okolica filharmonii bardzo przyjemna. Przygotowana na małe figle i odpoczynek.
Spacerując po okolicy zawędrowaliśmy na malutką przystań. Okazało się, że to przystanek tramwaju wodnego - szybka decyzja - kupujemy bilet i będziemy zwiedzać Hamburg transportem publicznym.
Kolejnym punktem naszego spaceru bez planu był kościół św. Michała - St. Michaelis Kirche. Wybaczcie moją ignorancję, ale dopiero dziś, pisząc tego posta wygoglałam, że to kościół ewangelicki ;-))
Oczywiście, jak to w DE, na "dzień dobry" pobierana jest opłata. Ale my weszliśmy bez opłat, tylko na krótką modlitwę, bez zwiedzania wnętrza.
Kościół św. Michała jest głównym kościołem miasta, a także jego symbolem das Wahrzeichen. Do kościoła dotarliśmy pieszo po opuszczeniu tramwaju wodnego. Droga wiodła lekko pod górę. Powrót był za to przyjemny.
Rozumiem, że prawie darmo nas przyjmowali, bo w lanczowych godzinach była promocja i zapłaciłam coś koło trzech ojro za tę jedną pizzę, ale przecież poszłam tam po to, by zjeść, więc .... No, jak to się mówi - niesmak pozostał.
Po obiedzie wracamy do przystanku przesiadkowego. Tym razem decydujemy się na U-Bahn naziemno - podziemny.
W oczekiwaniu na kolejkę |
Na jakiejś tam stacji przesiadamy się w S-Bahn. Upu Pork oświadcza, że jedziemy na lotnisko, bo jest blisko. I tak oto znaleźliśmy się tu:
Lotnisko zaliczone, więc mogliśmy udać się w drogę powrotną do centrum.
A to kilka widoczków miasta
Taka ciekawostka, włóczyliśmy się po jakimś tam kawałku Hamburga, może nie aż tak dużym, ale trochę jednak zobaczyliśmy, i nigdzie, ale to nigdzie nie mogliśmy znaleźć spożywczaka, mam na myśli oczywiście niemieckiego spożywczaka, czyli mały market. Byłam naprawdę w lekkim szoku, gdzie ci mieszkańcy (bo bloków było sporo) robią zwykłe, codzienne zakupy.
Szukaliśmy budki z lodami i to samo. Naprawdę byliśmy zrezygnowani. Ale w końcu się udało i prawie tuż pod hotelem coś było.
Czy mieszkańcy Hamburga nie jedzą lodów gałkowych?
Monachium nas pod tym względem rozpieściło. Nawet w naszej wiosce mieliśmy do wyboru kilka punktów z lodami.
Godzina powrotu po bagaże powoli się zbliżała, dlatego ruszyliśmy w kierunku hostelu. Odebraliśmy swoje bagaże i w upale, bo zrobiło się już naprawdę bardzo ciepło, by nie powiedzieć, że parno, ruszyliśmy w kierunku dworca. tam jeszcze szybkie coś na ząb i do pociągu.
O tym, co nas spotkało na Berlin Hauptbahnhof, i co na nas czekało w naszej trzydniowej noclegowni, dowiecie się w następnym odcinku.
Bis später!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz