niedziela, 9 października 2016

Wakacje 2016 - Bretania/Francja, część V

Kolejny tydzień naszych wakacji spędziliśmy z dziadziem Egonem w Bretanii w Dinard nad kanałem La Manche. To urocze miasteczko położone na wzgórzu nazywane jest "Cannes północy".

Podczas jazdy momentami widać było z samochodu morze. I ten widok był sam w sobie zachwycający. Tak samo, jak zachwyca nas Bałtyk, gdy go wreszcie po raz pierwszy ujrzymy po długiej przerwie. Ale widok morza z samochodu to nie to samo, co zobaczyć je stojąc tuż obok, poczuć zimny wiatr, który rozwiewa Ci włosy.
Północne wybrzeże Bretanii to jest coś, czego do tej pory nie widziałam i nie znałam, bo jest tak inne niż polskie wybrzeże, domy tuż przy plaży, nad samym morzem, a w Dinard na klifie.

Dinard, w przeciwieństwie do polskich "kurortów" (celowo w cudzysłowie), które powiedzmy sobie szczerze, poza małymi wyjątkami, mają charakter jarmarczno - odpustowy,  jest klasą sama w sobie. Nie tylko bliskość morza podnosi jego rangę, ale przede wszystkim architektura. Większość Francuzów ma swój wakacyjny dom i tam spędzają urlopy i święta - ci, którzy mają go w Dinard, to wg mnie, szczęśliwcy. Dinarskie pałace to kilkopiętrowe domy z wieżyczkami. Z pewnością w jednej w nich została zamknięta jakaś księżniczka, która czeka na ukochanego i wieczorami podziwia zachody słońca, które chowa się do wody.
Jest też trochę współczesnych niskich bloków (ale nie takich jakie znamy z PL), w których wynajmuje się apartament (czyli całe mieszkanie) na wakacje.

My mieszkaliśmy w La Vistule, willi, która jest typowym przykładem rezydencji nadmorskiej z końca XIX wieku. Została ona wybudowana w 1880 roku przez Emila Gronkowskiego, polskiego emigranta, powstańca z 1863 roku.

W drodze do hotelu
Kino
Widok nad morze
Wąsko i zielono

Stąd odpływają łodzie
Dinard od strony morza
Dinard od strony morza
Tydzień spędzony w Dinard był iście wyborny.
Intensywne plażowanie odbyło się pierwszego dnia. Słońce paliło tak mocno, że można było dostać pamiątkę w postaci czerwonych bolących plam na ciele.
Ci, którzy znajdują radość w plażowaniu mieli frajdę. Ci którzy uwielbiają zabawy w piasku, również. Ci, którzy uwielbiają czytać książki mieli przechlapane, bo lektury skończyły się już drugiego dnia. A bez książki wiadomo, nuda... Na szczęście pogoda wyszła na przeciw oczekiwaniom nudziarzy, bo choć słonecznie, to było jednak wietrzenie. Dowiedziałam się, że obciachem jest siedzieć na plaży w kurtce, ale cóż miałam zrobić, jak było mi zimno. 

Zaliczyliśmy wycieczkę statkiem do Saint Malo, oddalonego rzut beretem.
Ruch na wodzie wielki, więc krótka podróż była bardzo urozmaicona. Uwaga - wiało!
Saint Malo to portowe miasto, którego najważniejsza, stara cześć, jest otoczona murami.

Jest dobrze!
Na statku
Parking dla łódek

Saint Malo od strony morza

Saint Malo
Nastrojowo
St. Malo

Wejście do portu

Chwila odpoczynku



Kolejna wycieczka była równie intensywna co poprzednia. Tym razem wybraliśmy się na spacer po ścieżce krajoznawczej wzdłuż brzegu, wybierając drogę na lewo. Droga na prawo prowadzi do centrum, do kasyna i ciągnie się wśród skał. Momentami jest bardzo niebezpiecznie, bo nie ma żadnych zabezpieczeń. Dlatego nie mieliśmy ochoty pokonywać jej kolejny raz, więc wybraliśmy bardziej bezpieczny wariant. Przez chwilę poczuliśmy się jak w górach, gdyż droga prowadzi raz w górę, raz w dół.
Najpierw w dół. Wracając z plaży należy oczywiście wspiąć się po schodach. Innej drogi nie ma ;-) 














To był dobry czas spędzony z Egonem. Dziękujemy!
A w kolejnym odcinku podróż, której nie chcielibyśmy przeżyć ponownie.
Zapraszam!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz