środa, 4 maja 2016

Nagła zmiana

W przeciągu ostatniego miesiąca tyle się wydarzyło, że aż się nie chce uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę. A działo się dużo i niestety towarzyszyły temu trudne emocje, dużo stresu i strachu, fizycznego i psychicznego zmęczenia. Dni biegły przy tym jak szalone, a ręce były pełne roboty. Czasu na blogowanie nie było.
Teraz jestem na końcówce tego maratonu, który mam nadzieję potrwa jeszcze z tydzień. A czeka mnie przy tym kilka pomniejszych, ale równie energochłonnych czynności.
Dziś dostałam od moich niemieckich znajomych takie słowa "Każdy koniec jest nowym początkiem".
Wierzę, że ten nowy początek będzie dobry, bo nadzieja mnie nie opuszcza.
"Tu" bywało wiele trudnych chwil, w zasadzie większość z nich to te trudne niestety. Bywały chwile zwątpienia i melancholii. Aż się sobie dziwiłam, że mnie odwiedzały tak często, choć ich nie zapraszałam i drzwi im nie otwierałam.
Ale rodzi się nadzieja na nowe, na lepsze.
Kilka ciepłych wspomnień zostanie w moim sercu.

Oto jedno z nich.






W pierwszą niedzielę kwietnia było bardzo upalnie. Tak gorąco, że po kilkunastu minutach leżenia plackiem na kamieniach dopadł mnie błogostan - och, jak pięknie. Chwilo, trwaj wiecznie!
To nasze zdjęcia z pierwszego w tym roku i ostatniego zarazem plażowania nad Izarą.

Do następnego!

2 komentarze:

  1. Trzymam kciuki by teraz już było z górki.Ale najważniejsze ,że Ty sama w to wierzysz.Podobno jest tak,że myśli które wysyłasz przyciągają wydarzenia, ważne jest więc by były one pozytywne.Pozdrawiam serdecznie z wciąż zimnych i deszczowych Włoch:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu dzięki. Ja jestem optymistką mimo wszystko. Powiem Ci, że w związku z moją sytuacją, prawie każdy patrzył tu na mnie jak na kosmitkę. Nie wystarczyło moje tłumaczenie, że ten wyjazd "na emigrację" był przygotowany, zaplanowany, że potrzeba czasu, by dzieci opanowały niemiecki, że niebawem zacznie się wszystko układać. Niemcy widzieli wszystko w czarnych barwach, a moja decyzja, że można rzucić ułożone, by spróbować czegoś innego nie mieściła im się w głowie. Było to bardzo meczące tłumaczenie każdemu z osobna mojej historii i udowadnianie, że nie jestem chora na umyśle. Miłego dnia Basiu!

      Usuń