niedziela, 13 grudnia 2015

Prawdziwy film, tak jak prawdziwe jest życie

Miniony tydzień był bardzo trudny.
We wtorek miałam spotkanie, na którym były bardzo ważne osoby. Myślałam, że spotkanie jest tylko formalnością. Wystarczy parę podpisów i mojemu dziecku będzie się żyło lepiej. Dostanie to, czego potrzebuje i wszyscy będą zadowoleni.
Nie jestem w stanie opisać swoich emocji, a przede wszystkim swojego ogromnego rozczarowania i rozgoryczenia. Wystarczył jeden komentarz niekompetentnej osoby, by spotkanie przybrało niekorzystny obrót. Miałam wrażenie, że to, co się tam działo, nie było prawdziwe. Tyle negatywnych zdań wypowiedzianych o młodym człowieku. A jednak decyzja zapadła. Teraz trzeba od nowa zmierzyć się z rzeczywistością. Znów jestem w punkcie wyjścia, z bagażem niepotrzebnego stresu. Znów nie wiadomo, co będzie dalej.
Dowiedziałam się, że trzeba patrzeć perspektywicznie. Może to, co nas czeka, nie będzie łatwe, ale w perspektywie okaże się lepsze, od tego, co było. Może.

Po wtorku było jeszcze kilka pomniejszych sytuacji, dotyczących tego samego. Wszystkie te sytuacje razem dobiły mnie, ale ta wtorkowa najbardziej.

Teraz zastanawiam się, kiedy będzie dobrze. Kiedy odetchnę z ulgą, by stwierdzić, że już żyje się nam normalnie. To nie pierwsza emigracyjna stresowa sytuacja, która podcięła skrzydła.

I na koniec, jako podsumowanie przemyśleń, kilka scen z filmu "Der kalte Himmel".
Autyzm - przez pięćdziesiąt lat niewiele się zmieniło, w mentalności, podejściu, nauczaniu. Wiedza ludzi o autyzmie, odpowiedzialnych ze edukację dzieci, jest znikoma, by nie powiedzieć żadna. Diagnozowanie dzieci też nie poszło ani o jotę do przodu (tu akurat myślę o sytuacji w PL, bo nie wiem, jak to wygląda z perspektywy DE), zanim trafisz na odpowiedniego lekarza, psychologa czy innego specjalistę znającego się na rzeczy, mogą minąć wieki.

"Der kalte Himmel" niemiecki film z 2011 r.w reżyserii Johannes Fabrick opowiada historię autystycznego chłopca i jego wielopokoleniowej rodziny na tle bawarskiej wsi lat 70. ubiegłego wieku. Póki dziecko nie musi iść do szkoły, kłopotu nie ma, bo jego drobne dziwactwa, choć rzucają się w oczy, nie są szkodliwe. Problem zaczyna się, kiedy sześcioletni Felix przekracza próg szkoły. Jego "inności" nie akceptuje wtedy nikt, poza matką, która nie zgadza się na posłanie dziecka do szkoły specjalnej, bo wie, że Felix ma zdolności wyróżniające go spośród innych dzieci, nie tylko w jego wieku - np. potrafi doskonale liczyć w pamięci. Matka próbuje dowiedzieć się, co dziecku jest, co jest niełatwe, bo lekarze stawiają diagnozę, której ona nie potrafi zaakceptować. Jedynym ratunkiem jest specjalista z Berlina, psychiatra dziecięcy. Po kilku miesiącach obserwacji i badań młody lekarz stawia poprawną diagnozę - mały geniusz Felix jest dzieckiem z Zespołem Apergera.
W filmie, tak jak i w prawdziwym życiu, poznanie diagnozy to nie koniec problemów, to raczej kolejna walka z systemem, by pomóc dzieciom w normalnym życiu i w miarę sprawnym funkcjonowaniu w (nietolerancyjnym) społeczeństwie.
Ciekawych scen w filmie jest wiele, ja skupiłam się na wątku dla mnie najważniejszym.
Szkoda, że nie ma polskiej wersji językowej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz